Od czasów transformacji ustrojowej minęło już wiele lat, ale czy Polacy nauczyli się ze sobą dyskutować zgodnie ze standardami przyjętymi w innych państwach demokratycznych?
Prof. Ireneusz Krzemiński:Moglibyśmy oczekiwać, że społeczeństwo polskie, które ma przecież za sobą przede wszystkim doświadczenie Solidarności, a także niezwykłe polityczne wydarzenie, jakim był polski Okrągły Stół, będzie zdolne do rozmowy na każdy, nawet najbardziej sporny temat. Niestety, okazuje się, że ten wzorzec rozmawiania i dogadywania się z każdym – nawet niedawnym wrogiem – coraz bardziej znika z naszego życia. Nawet dawni aktywiści ruchu społecznego Solidarności wyrzekają się w praktyce tego wzorca, mimo, że go świetnie pamiętają. Zatem wszyscy, zarówno decydenci jak i zwykli obywatele powinni starać się jakoś do niego wrócić. Ale jestem tu pesymistą. Po pierwsze politycy – czy szerzej: decydenci powinni powrócić do przekonania, że należy i warto słuchać ludzi i iść za wnioskami, formułowanymi przez dyskutującą opinię publiczną. Ale i tzw. społeczeństwo musi wrócić do rzeczywistego dyskutowania, nawet z emocjami, ale prowadzącego do formułowania racjonalnych argumentów i wniosków. W Polsce kończy się wszystko wyzwiskami albo stwierdzeniem, że „my wiemy swoje” i nie ma co dyskutować.
Czy energetyka jądrowa jest tematem na jaki możemy dyskutować po partnersku? Czy zwolennicy i osoby, które mają wątpliwości dotyczące tego źródła energii mogą usiąść do jednego stołu?
Prof. Ireneusz Krzemiński:Wydaje mi się, że nie ma takiego tematu, którego nie warto by poruszać. Zwłaszcza w tak ważnej sprawie, jak lokalizacja elektrowni atomowej. Głos opinii publicznej w sprawach ważnych dla wspólnoty jest jedynym mądrym głosem. Hannah Arendt mówiła, że aby zbudować most na rzece konieczni są specjaliści, eksperci. Ale absolutnie nie ma takiego eksperta, który mógłby powiedzieć, że most powinien być wybudowany tylko tu i tu. To głos ogółu obywateli po wyczerpującej dyskusji może być jedynym „ekspertem” i to dotyczy także decyzji o budowie elektrowni atomowej. Rozumiem, że w takiej dyskusji muszą się pojawić emocje, ale po to jest dyskusja, aby mogły one doprowadzić do podjęcia wspólnej decyzji.
Mogę podać przykład. Zostałem zaproszony do udziału w programie „Atom dla Nauki”, którego założeniem jest możliwie aktywne informowanie społeczności akademickiej o energetyce jądrowej i sprawach z nią związanych. Dwa wykłady w których brałem udział zgromadziły według organizatorów ponad 250 uczestników, którzy z zaangażowaniem włączyli się ze mną w dyskusję. To pokazuje, że niezależnie od prezentowanej opinii możemy tworzyć konstruktywną debatę, potrzeba nam tylko chęci i fachowej wiedzy .
Czy studenci, z którymi spotykał się Pan podczas tych prelekcji, są dobrymi rozmówcami?
Prof. Ireneusz Krzemiński:Jako wieloletni wykładowca mam bogate obserwacje na temat polskich studentów. Jak zwykle, są roczniki gorsze i lepsze, aktywne i całkiem bierne. Ale jedno od lat powtarza się czy to w stolicy, czy to na tzw. prowincji: studenci wcale nie są skłonni dyskutować z wykładowcą! Nawet wtedy, kiedy się tego od nich domagać. Zaczynając kolejny wykład z nowym rocznikiem proszę o pytania i uwagi na koniec, albo i w trakcie wykładu – opowiadając zarazem jak zachowują się studenci w różnych krajach, w których zdarzało mi się wykładać. Oczywiście: pytają bez żadnego skrępowania, mają chęć dyskutować i komentować to, co mówię. Jeśli po tym dictum uda się zachęcić jedną czy dwie osoby do wypowiedzi – uważam to za sukces. W trakcie wykładów o atomie, wspomnianych wyżej, zaskoczyła mnie chęć rozmowy studentów z Katowic – to było naprawdę wspaniałe! Ale też i wyjątkowe. Być może, to szkoła nade wszystko powinna uczyć dyskutowania i dawać uczniom prawo zabierania głosu – bo na uczelni wyrażają studenci wzorce z wcześniejszej edukacji. Rzecz jasna, tym bardziej trzeba doceniać szkoły i uczelnie, które uczą efektywnie sztuki dyskutowania i także osoby, które podejmują wysiłek rozmowy, uzgadniania, negocjowania. Umiejętność dochodzenia do wspólnych wniosków – choćby częściowych – to wielka rzecz i całkowicie niezbywalna umiejętność we współczesnym świecie. Na takiej debacie jest on przecież zbudowany. Umiejętność wyrażenia własnego zdania, jego prezentacji i obrony, ale zarazem umiejętność uznania cudzych argumentów i jakiegoś ich powiązania z własnym zdaniem – to niezbędna umiejętność we współczesnym świecie.
Obawiam się, że polscy studenci nie mają jednak dobrych wzorców – ale pewnie będą się tego uczyli, gdy wyjadą za granicę… Wszelkie okazje do rzeczowej, publicznej dyskusji, takie jak choćby „dyskusja o polskim atomie” to szansa na rozwój dobrej debaty publicznej i możliwy wzór dla młodych na przyszłość.